U progu sławy - 20 lat!

 

Powstało wiele tytułów o seksie, narkotykach i rock'n'rollu, ale U progu sławy to zupełnie inna historia. Ten obraz jest listem miłosnym do muzyki i dziennikarstwa. W tym roku, we wrześniu,  mija 20 lat od jego premiery.

Filmy Camerona Crowe’a wzruszają i poruszają widzów. Historie, które pisze, dalekie są od schematu ckliwych komedii romantycznych i utartych wzorców rodem z Hollywood – opowiadają bowiem o zwykłych ludziach, którzy wygrywają nawet wtedy, kiedy tracą. Każdy z jego dotychczasowych obrazów naznaczony jest charakterystyczną dla autora dawką miłości i humoru oraz wspaniałą muzyką. Droga artystyczna, którą przeszedł jest  barwna i interesująca – od dziennikarza muzycznego, wyruszającego w szalone trasy koncertowe z największymi gwiazdami rock’n’rolla, poprzez początkującego scenarzystę, aż po cenionego twórcę filmowego. Po dużym, finansowym i artystycznym sukcesie Jerry Maguire (1996), wytwórnia DreamWorks dała artyście spory kredyt zaufania w kwestii realizacji jego kolejnych projektów. Crowe nie wykorzystał go na stworzenie wysokobudżetowego hitu – od lat pragnął stworzyć film o swoich przygodach związanych z muzyką, lecz wielokrotnie odrzucał ten pomysł. Dlaczego? To nie był ciągle odpowiedni moment na napisanie tak osobistej historii. Prace nad scenariuszem trwały więc bardzo długo. Już w latach osiemdziesiątych powstały pierwsze, skromne wersje. Potem w przeciągu lat kilkakrotnie poprawiał go, nie będąc do końca usatysfakcjonowanym. Zastanawiał się, jak uchwycić wszystkie emocje i zdarzenia, których był kiedyś częścią.

San Diego, rok 1973. Piętnastoletni fan rock n' rolla – William Miller – marzy o tym, aby zostać dziennikarzem muzycznym. Los sprawia, że dostaje zlecenie przeprowadzenia wywiadu z Black Sabbath dla magazynu Cream. Podczas ich koncertu poznaje piękne groupies, w tym Penny Lane, która stanie się jedną z najważniejszych osób w jego życiu. Spotyka także początkującą grupę Stillwater, z którą wyruszy w szaloną trasę koncertową, w atmosferze burzliwych lat siedemdziesiątych. Muzycy przewrócą do góry nogami uporządkowane życie chłopaka, pokażą mu wielką miłość do muzyki, która stanie się dla młodego człowieka największą przygodą jego życia.

U progu sławy to autobiograficzna historia, która inspiracje czerpała z kilkuletnich przygód Crowe’a w latach siedemdziesiątych. Wychowany został przez ojca, który zajmował się nieruchomościami i matkę, profesora socjologii w San Diego City College. Alice Marie Crowe miała silne, czasami ekscentryczne pomysły dotyczące kultury. Zawiedziona komercjalizacją świąt Bożego Narodzenia przeniosła świętowanie na wrzesień oraz stwierdziła, że jej dzieci będą dawać sobie wyłącznie duchowe prezenty. To właśnie tę część historii oglądamy w filmie. Kiedy Crowe udał się po raz pierwszy w trasę koncertową, jego matka wysłała go z dwiema złożonymi wcześniej obietnicami. Powiedziała: Dzwoń do mnie co pięć minut i  nie bierz narkotyków[1]    Crowe ze śmiechem wspomina te słowa i mówi, że jego mamie takie zachowanie zostało do dnia dzisiejszego. Alice Crowe pokochała film i postać Elaine, która wzorowana jest na jej osobie. Ważną osobą w życiu twórcy była także jego siostra. Kiedy Cindy wyprowadzała się z domu, zostawiła mu kolekcję swoich rockowych albumów, rozpalając tym samym wieloletnią miłość brata do muzyki.

Oryginalnie obraz trwał aż cztery godziny, ale kierownictwo DreamWorks zadecydowało o jego oczywistym skróceniu. Najtrudniejsze stało się usunięcie sceny, w której twórca koniecznie pragnął użyć utworu Stairway To Heaven, Led Zeppelin, na który nie otrzymał licencji. Pomimo tego nie zastąpił go żadną inną piosenką, a większą część sekwencji, w której miał się znaleźć, umieścił w dodatkach na DVD. Została ona tak zmontowana, aby każdy widz we własnym  zakresie mógł włączyć własną kopię utworu. Tak więc na ekranie widzimy odliczanie i pojawia się komunikat, aby w głośnikach wybrzmiało Stairway To Heaven. Scena ta jest całkowicie wyciszona. Na ekranie widzimy Williama, który przy pomocy nauczycielek i chłopaka siostry stara się przekonać matkę, aby wyraziła zgodę na jego czterodniowy wyjazd ze Stillwater. Słowa piosenki mają pomóc jej zrozumieć, dlaczego to dla niego takie ważne. Podobnie było w prawdziwym życiu. Rodzice Crowe’a  nie mieli pojęcia o reputacji zespołu Led Zeppelin, z którym wówczas ich syn miał wyruszyć w trasę koncertową.

Motywacja do pisania pojawiła się, kiedy Crowe zaczął odczuwać samotność związaną z młodszym wiekiem niż jego rówieśnicy – swój azyl odnalazł w czytaniu rockowych magazynów, które zdarzało mu się kraść ze sklepów. Najpierw pisał dla lokalnej gazety San Diego Door, potem dla Creem, aby wkrótce zacząć tworzyć dla Rolling Stone. Redaktorom nie zdradził jednak swojego wieku.

Pewnej nocy Crowe znalazł się za kulisami koncertu Black Sabbath, odbywającego się w hali sportowej, w San Diego. Był tam pewien mężczyzna, Steve Wolf, organizator całego wydarzenia i to on pomógł mu dostać się do środka (nie było go na liście zaproszonych). Dla początkującego dziennikarza była to szalona noc – przeprowadził wywiady ze wszystkimi niemal muzykami, odwiedzając ich garderoby. Zaproszenie od The Allman Brothers było ogromnym wyróżnieniem, ale spotkanie odbywało się w dość przygnębiającej atmosferze, ponieważ nie tak dawno zmarło dwóch członków grupy. Czuć było ogromną, rodzinną więź. Ta noc została przelana lata później na karty scenariusza. Jedną z kluczowych scen w filmie jest moment, gdy William wraz z zespołem znajdują się na pokładzie samolotu, który nieoczekiwanie wlatuje w burzę. Crowe wspomina, że została ona oparta na dwóch rzeczywistych doświadczeniach. Pierwszy z lotów odbył się w 1973 roku z grupą The Who, drugi dekadę później z Heart.

Natchnieniem do stworzenia postaci Russella Hammonda był Glenn Frey, amerykański muzyk, współzałożyciel grupy The Eagles. Okazał się on jednym z najbardziej interesujących ludzi, których Crowe miał okazję spotkać w latach siedemdziesiątych. Kiedy się pojawiał, wszystkie oczy zwrócone były na niego. W filmie pada jedno zdanie, które powiedział do twórcy w prawdziwym życiu: Spójrz, po prostu zrób tak, żebyśmy wyglądali cool[2]. Natomiast inspiracją dla sceny, w której Russel wykrzykuje na dachu domu „jestem złotym bogiem” był sam Robert Plant, legendarny wokalista Led Zeppelin. Kiedy wraz z Jimmy’m Page’em oglądali U progu sławy i na ekranie pojawiła się sekwencja, w której postać Billy'ego Crudupa zaprzecza, że wypowiedział takie słowa, Plant krzyknął: No cóż, ja to zrobiłem[3]. Grupa Stillwater to mieszanka historii takich zespołów jak Led Zeppellin, The Who, Lynard Skynard czy The Allan Brothers. Z tym ostatnim w 1973 Crowe wyruszył w jedną z pierwszych tras koncernowych, aby napisać artykuł na okładkę Rolling Stone.

Jednym z bardziej osobistych wątków w obrazie jest utrata „dziewictwa” przez głównego bohatera. Jak wspomina twórca, wydarzyło się to w Portland. Kiedy pisał o Lee Michael, Groupies siedziały dookoła artysty twierdząc, że bardzo się nudzą i potrzebują ożywić trochę sytuację… Scena ta została sfilmowana zgodne z rzeczywistym przebiegiem. Dziewczyna, której pragnął, nie została i to właśnie ją „sprzedano” za piwo. Crowe przez lata nie wiedział, co się z nią potem stało. Zmieniła nazwisko i zamieszkała gdzie indziej. Spotkali się dopiero po realizacji filmu. Była ona oczywistym natchnieniem dla postaci Penny Lane, której historia w obrazie obdarowana została szczęśliwym zakończeniem. Drugą osobą, która wywarła ogromny wpływ na młodego dziennikarza, był jego idol Lester Bangs. Jako utalentowany piętnastolatek Crowe zaczął pisać o muzyce rockowej dla „San Diego Door”. Jego redaktorem był wówczas Bill Maguire. Reżyser, to właśnie jemu zapragnął oddać  hołd, umieszczając to nazwisko dwadzieścia dwa lata później w tytule filmu Jerry Maguire.  Prawdziwym wzorem do naśladowania był jednak dla niego krytyk rockowy, wspomniany Lester Bangs, który wychował się w pobliżu El Cajon, a następnie przeniósł się do Detroit, aby zająć się magazynem „Cream”. Bangs wrócił do domu na Boże Narodzenie w 1973 roku. Crowe przyglądał się lokalnej audycji radia KPRI-FM zza szklanej witryny, by potem pójść na lunch, podczas którego otrzymał cenne rady od swego mentora. Bangs przeczytał jego wprawki i zlecił mu pierwszy duży wywiad. Scena ta jest zrekonstruowana w filmie. Bangsa ponownie spotkał dekadę później, na dwa tygodnie przed jego śmiercią, wiosną 1982 roku.

U progu sławy zostało bardzo dobrze przyjęte na Toronto International Film Festival we wrześniu 2000 roku. Następnie odbywała się ogólnokrajowa premiera – film radził sobie znakomicie, ale zamiast zwiększać ilość kin, wytwórnia zmniejszyła jego dostępność. Wpłynęło to ostatecznie na znacznie gorsze wyniki finansowe. Crowe miał nadzieję, że publiczność będzie miała jeszcze okazję odkryć U progu sławy. Przygotował wydanie DVD, na którym uwzględnił wiele wyciętych scen oraz nagrał wraz ze swoją mamą specjalne komentarze. Według jednego z artykułów Los Angeles Times można wywnioskować, że część kierownictwa DreamWorks skarżyła się, że musieli zapłacić prawie sześćdziesiąt milionów dolarów za artystyczny film. W prasie wielokrotnie można było przeczytać, że studio nie wystarczająco zajęło się promocją dzieła oraz było bardzo niezadowolone, że Crowe przekroczył czas realizacji jak i budżet. Widzowie, którym udało się obejrzeć obraz i krytyka, pokochali historię Williama Millera i grupy Stillwater. U progu sławy zebrało bardzo dobre recenzje i liczne nominacje do prestiżowych nagród. Zwieńczeniem tego było wyróżnienie Akademii Filmowej za najlepszy scenariusz oryginalny dla Crowe’a.



[1]  Bozza A., A Boy’s Life, [w:] The Uncool. The official website for everything Cameron Crowe [online], 2000-09, [dostęp: 04.07.2015], Dostępny w:<http://www.theuncool.com/press/almost-famous-rolling-stone>

[2] Tamże.

[3] Tamże.

0 komentarze