Przypływ smutku / Manchester by the Sea (2016)
X muza motyw żałoby nierzadko nakreśla z
perspektywy bohaterów, którzy starają się z niej podnieść i rozpocząć wszystko
na nowo. Jest to formuła, która ma szansę stworzyć znakomity dramat. W
prawdziwym życiu wydarzenia te mogą być równie wielowarstwowe, niemniej jednak
bardziej pragmatyczne. Odniesione rany, gdy się goją, pozostawiają na naszej
duszy blizny. Często nieodwracalnie. Manchaster by the Sea akceptuje trwałe defekty naszej egzystencji i powolny proces ich
zabliźniania. Obejmuje szeroki przestwór ludzkiego doświadczenia bazując na
małych momentach i wielkich emocjach. Żadnych kompromisów, a jedynie szczera,
prawdziwa opowieść unikająca emocjonalnego szantażu. Najnowszy film Kennetha
Lonergana to kino intymne, dojrzałe i wnikliwe. Mówiące o najboleśniejszej dla
człowieka stracie, konfrontacji z tym co ostateczne oraz przebaczeniu.
Lee, małomówny, introwertyczny woźny po
śmierci brata powraca do rodzinnego miasta, by ku swemu zdziwieniu dowiedzieć
się, że został prawnym opiekunem swego bratanka. Zmuszony jest także zmierzyć
się z dotkliwą tragedią z przeszłości.
Manchaster by the Sea to nieprzeciętny dramat, który pragnie poznać
lepiej charakter człowieka. Ukazuje on drogę zwykłych ludzi starających się sprostać
traumatycznym przeżyciom, bez nakreślenia ich nadmiernym dramatyzmem. Wszystko
to sprawia, że historia jawi się jako wiarygodna – każdy kto utracił w swoim
życiu bliską osobę odnajdzie w niej cząstkę siebie. W tym właśnie tkwi piękno i
siła obrazu – w małych-wielkich chwilach pełnych ukrytych kontekstów. To
właśnie ich wnikliwa obserwacja wstrząsa naszym sercem i angażuje umysł. To intymny
portret odczuwania smutku przez różne osobowości. Druzgocące straty mogą być odczuwalne w
najbardziej absurdalnych miejscach i momentach. Uczucie najgłębszego zasmucenia
może przywołać równocześnie wszystko i nic.
Humor stale sąsiaduje ze smutkiem, tak
jak teraźniejszość z przeszłością. Opowieść prowadzona dwutorowo zawiesza widzów
w przestrzeni dwóch rzeczywistości. Reżyser mistrzowsko odsłania
kolejne karty, doskonale kontrastując melancholijną atmosferę filmu z
humorystycznymi zdarzeniami i interakcjami między bohaterami.
Spokojne tempo narracji pozwala przede
wszystkim w pełni ujrzeć Lee, jego wycofanie ze świata i niemożność poradzenia
z przeszłością. Obudowany murem samotności żyje wbrew pragnieniu, by zakończyć
swe życie. Smutek stanowi wewnętrzną wojnę, którą traci bitwa po bitwie. Przeszłość kradnie mu
teraźniejszość, nie pozwalając pokonać wewnętrznych demonów. Śmierć brata nie
jest dla niego zdarzeniem lecz nieśpiesznym procesem. Lee i Patrick odtąd mocno
ze sobą związani przez okoliczności, ale i nierozerwalnie przez krew będą
musieli przezwyciężyć trudności i podjąć próbę obrania nowej ścieżki w życiu.
Manchaster by the Sea to filmowa perła. Głęboko poruszający
obraz, pozostawia widza z dotkniętym sercem i głową pełną refleksji. Kino
emocji złożone ze skrawów codzienności, tworzące przejmujący
portret rodzinnej dynamiki oraz opowieść o tym, jak żyć po niemożliwej do
opisania stracie. Niezwykła w swym minimalizmie historia, która ukazuje ogrom
wewnętrznych emocji i zwykłą-niezwykłą codzienność.
0 komentarze