
„Interakcja
nie z ciałem, a duszą kochanków”
Siła obrazu Carlosa
Marques-Marceta nie tkwi w czystej gwieździe gatunku, a pięknej poetyckości
filmu, którego esencją jest prostota i przenikająca się z naszą codziennością
rzeczywistość bohaterów. Reżyser podał
nam z pozoru dzieło zamknięte w swoim ramach, doprawiając je jednocześnie
przyprawą zmieniającą nie tylko wygląd, ale również smak melodramatu, który
wręcz rozpływa się w naszych oczach – i co ważne, nie płaczemy!
W kadrach Marceta
jesteśmy zamknięci z dwojgiem ludzi – kobietą oraz mężczyzną i ewoluującym
uczuciem. Podglądając ich zmagania z żywiołem jakim jest odległość, która
dosłownie potrafi niszczyć i dawać ukojenie tak jak słynne powietrze, woda,
ziemia i ogień, przyjmujemy rolę osoby trzeciej. Wraz z pojawieniem się
tytułowych 10.000 kilometrów oglądamy
ich z perspektywy ich samych. Dzieli nas tylko
albo aż ekran.
Fabuła filmu jest iście
prosta, a mianownikiem całej historii staje się odległość, nie ważne ile
kilometrów licząca, odległość pozostaje odległością a jej wielkość w duecie z
czasem jest absolutna. Dzieło hiszpańskiego reżysera odziera z ubrań związki
zmagające się z przestrzenią. Marcet nie dodaje i nie ujmuje im niczego,
pokazuje jak jest – pięknie, cudownie, z czasem płaczliwie, zdradliwie i
kolokwialnie ujmując do porzygania.

Reżyserowi udało się nie
integrować bohaterów ze złem czy dobrem. Oddał chwilę tego buzującego wulkanu
tak wiernie, iż momentami rozumiemy poczynania Alex (Natalia Tena) po to, by za
chwilę zjednoczyć się z Sergi’em (David Verdaguer). Z każdą minutą filmu
przekonujemy się, iż te tysiące kilometrów są niczym innym jak morzem emocji, z
którymi zmierzają się bohaterowie. Marcet nadał kształt problemom i stworzył
dzieło proste i w swojej prostocie wielkie. W 10.000 km nie ma krzyków, fajerwerków, bomb spadających na partnera
pod wpływem frustracji wywołanej chwilą – jest spokój, mimo wielkich emocji.
Jest apatia, przy pomocy której każdy kto dotknął problemu niepożądanej
przestrzeni ma czas, by dokonać swojej własnej analizy, ma czas by dopuścić się
swojej osobistej interpretacji i zastanowić się nad…

Jednego po tym filmie
jestem pewna - nikt inny, nigdy, nie zrozumie tego dzieła w takim stopniu jak
Ci, którzy przeszli bądź tkwią w oceanie odległości. Każdy punkt w tym wypadku jest
styczny ze sobą, a każda łza bohaterów jest naszą łzą, naszym lustrzanym odbiciem.
Jednym z najpiękniejszych
kadrów tego filmu jest zakończenie. Dla jednych podsumowujące banał filmu, dla
drugich jest tylko przecinkiem oddzielającym kolejną część historii, okresu, z
którym musimy zmierzyć się my, nie Alex i Sergi. Mimo otwartości jest ono
integralne, spójne i zrozumiałe dla tych, którzy oglądali tę historię jak swoją
własną.


10 000 km
Bulwar Filmowy
Carlos Marques-Marcet
David Verdaguer
featured
film 10 000 km
Monika Swakowska
Natalia Tena
recenzje
recenzje filmowe
0 komentarze